Rozmowy

Wcześniejsze rozmowy

Rozmowa z Henrykiem Kuśnierzem

Rozmowa ze starszym krakowskiego Bractwa Kurkowego Henrykiem Kuśnierzem, królem kurkowym…

Read More

Rozmowa z gen. broni dr. Mieczysławem Bieńkiem

Test wiarygodności. Rozmowa z gen. broni dr. Mieczysławem Bieńkiem, polskim…

Read More

Rozmowa z gen. broni Bronisławem Kwiatkowskim

Bez kompleksów. Rozmowa z gen. broni BRONISŁAWEM KWIATKOWSKIM - O…

Read More

Rozmowa z ks. infułatem Jerzym Bryłą

Jubileusz duszpasterza. Rozmowa z ks. infułatem Jerzym Bryłą, kapelanem krakowskiego…

Read More

Rozmowa z gen. dywizji Edwardem Gruszką

W stronę profesjonalizacji. Rozmowa z szefem sztabu, zastępcą dowódcy Wojsk…

Read More

Rozmowa z prof. Czesławem Dźwigajem

Piękno w świecie rozpaczy. Rozmowa z bratem kurkowym, artystą rzeźbiarzem…

Read More

Rozmowa z prof. dr. hab. Franciszkiem Ziejką

Powrót do korzeni. Rozmowa z prof. dr. hab. Franciszkiem Ziejką,…

Read More

Rozmowa z Michałem Niezabitowskim

Trasa obronności miejskiej. Rozmowa z Michałem Niezabitowskim, dyrektorem Muzeum Historycznego…

Read More

Rozmowa z Bogdanem Klichem

Rozmowa z ministrem obrony narodowej Bogdanem Klichem, bratem honorowym krakowskiego…

Read More

Rozmowa z gen. dywizji dr. Jerzym Biziewskim

Najważniejsza jest zmiana mentalności... Rozmowa z gen. dywizji dr. JERZYM…

Read More

Rozmowa z ojcem prof. Andrzejem Napiórkowskim

Rozmowa z ojcem profesorem Andrzejem Napiórkowskim, honorowym bratem kurkowym, kierownikiem…

Read More

Rozmowa z Karoliną Kaczorowską

Podtrzymujcie dobre tradycje. Rozmowa z Karoliną Kaczorowską, wdową po ostatnim…

Read More

Rozmowa z Adamem Gołembowskim

Podtrzymujemy tradycje. Rozmowa z Adamem Gołembowskim, prezesem Zjednoczenia Kurkowych Bractw…

Read More

Rozmowa z Jackiem Majchrowskim

Świadectwo ciągłości. Rozmowa z prezydentem Krakowa profesorem Jackiem Majchrowskim, honorowym…

Read More

W stronę profesjonalizacji. Rozmowa z szefem sztabu, zastępcą dowódcy Wojsk Lądowych, gen. dywizji Edwardem Gruszką, honorowym bratem kurkowym

– Bractwo Kurkowe ma od lat bardzo dobre kontakty z przedstawicielami Wojska Polskiego. Odnoszę wrażenie, że związki te uległy w ostatnich latach zacieśnieniu. Dzisiaj trudno byłoby wyobrazić sobie, jakieś większe przedsięwzięcie w którym nie uczestniczyliby przedstawiciele ministerstwa obrony i 2. Korpusu Zmechanizowanego…

– Bardzo wysoko oceniam działalność Bractwa Kurkowego, która kultywującego tradycje strzeleckie i patriotyczne. Krakowscy bracia reprezentują organizację zapisaną złotymi zgłoskami w naszej historii. Na terenie garnizonu krakowskiego nie ma prawdopodobnie jednostki, która nie posiadałaby sztandaru ufundowanego przez Bractwo. W wielu z nich znajdują się popiersia i pomniki wybitnych dowódców. Przykładem może być odsłonięty w ubiegłym roku pomnik generała Władysława Andersa, który stanął przed siedzibą dowództwa 2 korpusu Zmechanizowanego. Moje bardzo dobre, jak sądzę, relacje z Bractwem Kurkowym datują się czasów, gdy byłem w Krakowie dowódcą 16. Batalionu Powietrzno-Desantowego. W tamtym okresie spotykaliśmy się bardzo często. Braliśmy udział w organizowaniu zawodów strzeleckich, w szczególności o tytuł króla kurkowego. Mam też ten ogromny zaszczyt i satysfakcję, że bracia przyznali mi tytuł honorowego brata kurkowego.

– Co zdecydowało, że został Pan żołnierzem zawodowym?

– Myślę, że na moich decyzjach zaważyła przede wszystkim kwestia wychowania, tradycji rodzinnych oraz fascynacji wojskiem. Od dziecka bardzo dużo o czytałem o polskich siłach zbrojnych, interesując się m.in. historią II wojny światowej. Fascynacja mundurem, postaciami wybitnych dowódców i strategią wojskową spowodowały, że przed laty zostałem żołnierzem, a dziś jestem generałem. Początkowo, co może zabrzmi dziwnie, interesowała mnie chemia i myślałem, że pójdę w tym kierunku. Kiedy jednak zacząłem na poważnie myśleć o założeniu munduru, dzięki kontaktom z Wojskową Komedą Uzupełnień, a także znajomymi oficerami i lekturze rozmaitych folderów, zmieniłem pogląd na własne miejsce w wojsku. Zafascynowała i bardziej przemówiła do mnie wizja komandosa, który dokonuje niezwykłych, odważnych czynów – nurkuje, skacze na spadochronie, jest zwiadowcą. Wszystko to sprawiło, że wybrałem formację wojsk zmechanizowanych, która otwierała przede mną możliwość służby w jednostkach powietrznodesantowych i specjalnych.
W tamtym okresie oraz miejscu wielu z nas marzyło o tym, by trafić do którejś z elitarnych jednostek. Chcąc zostać spadochroniarzem, zwiadowcą w elitarnym plutonie rozpoznawczym, trzeba było najpierw przejść odpowiednią selekcję. Jeszcze podczas studiów oficerskich znalazłem się w dwudziestoosobowej grupie, wyłonionej spośród 600 kandydatów, która trafiła do 6. Brygady Desantowo-Szturmowej. Gdy pod koniec czwartego roku założyliśmy wymarzone czerwone berety towarzyszyła nam wiara, że jesteśmy kandydatami dobrze przygotowanymi do tej wymagającej służby.

– Czy zdarzyły się Panu sytuacje szczególnie niebezpieczne?

– Służba w 6. Brygadzie Desantowo-Szturmowej była ciągłym splotem wydarzeń związanych z ryzykiem, skokami i bardzo wymagającymi ćwiczeniami, nawet tu w Polsce. Pamiętam jak z trzema grupami komandosów otrzymaliśmy zadanie opanowania lotniska Balice. Udało nam się wówczas wykonać pozytywnie bardzo trudne zadanie wyeliminowania wskazanych celów oraz rozbrojenia warty. Jednym z takich najbardziej emocjonujących wyzwań była służba na Wzgórzach Golan, gdzie – przez trzy miesiące – byłem szefem sztabu, a później dowódcą 16. batalionu Powietrzno-Desantowego. Misja ta z dzisiejszej perspektywy może wydawać się bezpieczna, w rzeczywistości wcale nie należała do najłatwiejszych. Znajdowaliśmy się pomiędzy dwoma walczącymi wcześniej ze sobą wrogimi armiami, syryjską i izraelską. Strefa operacyjnego rozwinięcia była pełna pól minowych oraz przygotowanych do wysadzenia w powietrze przepustów i mostów. Naszym zadaniem było monitorowanie rozdzielonych stron konfliktu oraz nadzór nad zachowaniem parytetów ludzi i uzbrojenia w strefach demarkacyjnych.
Kolejnym bardzo trudnym zadaniem była misja stabilizacyjna w Bośni i Hercegowinie. Mieliśmy tam do czynienia z ekstremistami islamskimi, których nazywaliśmy w owym czasie mudżahedinami. Dziś, z perspektywy wieloletnich doświadczeń, mogę powiedzieć, że były to początki Al-Kaidy. Zagrożenie odczuwaliśmy każdego dnia. W niewielkiej miejscowości Bocinja Donja mieliśmy do czynienia z sytuacjami, które mogły przerodzić się w potyczki zbrojne. Na szczęście do nich nie doszło, ale przez jednego z mudżahedinów zostałem wskazany publicznie jako cel do wyeliminowania. Zagrożono nie tylko mnie, również moim najbliższym, Dziś wiem, że niebezpieczeństwo, które wówczas bagatelizowałem, było bardzo realne.

– Jak ocenia Pan polskich żołnierzy z perspektywy długoletniej służby i kontaktów z żołnierzami zachodnich formacji?

– Doświadczenia z Bliskiego Wschodu, Bośni i Hercegowiny oraz z Iraku upoważniają mnie do stwierdzenia, że Polscy żołnierze nie ustępują Amerykanom, Duńczykom, Niemcom czy Kanadyjczykom. Zachodni dowódcy Sojusznicy byli zachwyceni ich pod wrażeniem poziomu wyszkolenia, poświęcenia i profesjonalizmu naszych żołnierzy. bohaterstwem na polu walki, przebiegłością i poświęceniem. Nie ukrywam, że piątą zmianę Polskiego Kontyngentu Wojskowego, która znajduje znajdującą się obecnie w Afganistanie, tzw. 5 Kontyngent – w skład którego wchodzą tworzą między innymi żołnierze z elitarnej 6 Brygady Powietrzno-Desantowej oraz 25 Brygady Kawalerii Powietrznej.(kto jeszcze?) tworzy formację elitarną. O najwyższych umiejętnościach polskich żołnierzy świadczą choćby ostatnie zdarzenie w irackim afgańskim dystrykcie Andar, w pobliżu bazy Four Corners, gdzie doszło do potyczki z talibami. w której Amerykanie mieli na początku przewagę, ale zdarzenie bojowe doprowadziło do zmiany układu sił. Dzięki interwencji Polaków udało się rozbić talibów i pomóc Amerykanom. Jeden z naszych żołnierzy, kpr. Piotr Marciniak, przypłacił tę walkę życiem, kilku ranami. Takie Zachowanie polskich żołnierzy podczas trudnej operacji stabilizacyjnej w Afganistanie świadczy również o ich wzorowej postawie jako niezawodnych sojuszników.

– W Polsce toczy się dziś debata na temat sensu naszej obecności w Afganistanie…

– Cele i wartości, jakie zamierzamy osiągnąć służą wspieraniu oraz zapewnieniu bezpieczeństwa Afgańczyków. Obecność polskiego żołnierza w tym miejscu wynika z faktu, że jesteśmy członkami Sojuszu Północnoatlantyckiego. Wykonujemy zadania za którymi stoi z mocy rezolucji ONZ. W Afganistanie próbujemy powstrzymywać przeciwdziałać zagrożeniom, które mogą rozprzestrzenić się na teren Europy. Siły zbrojne są między innymi po to, aby powstrzymywać zagrożenia zewnętrzne. Bezpieczeństwa Polski i NATO strzeżemy w naszych granicach oraz tysiące kilometrów od nich.

– Wątpliwości dotyczące sensu misji w Afganistanie czy Iraku potęguje śmierć polskich żołnierzy…

– Przeżywamy głęboko każdą śmierć, każdą ofiarę. Jako dowódca w Iraku i Afganistanie wielokrotnie miałem do czynienia z poległymi. Byli wśród nich nie tylko polscy żołnierze. Ginęli również Bułgarzy, Amerykanie i Irakijczycy. Pragnę podkreślić, że stale towarzyszy nam świadomość, że ofiar powinniśmy unikać. Wiemy jednak, że są one nieodłącznie związane z charakterem naszej służby.

– Pana zadanie wykraczają obecnie daleko poza obowiązki wynikające niegdyś z pełnienia misji poza granicami kraju. Ostatnio, przybywając z Bractwem Kurkowym w Brukseli, usłyszałem od osoby, która jest obserwatorem obrad europarlamentu, że polska decyzja o uzawodowieniu armii odbierana jest przez niektórych zachodnich polityków, jako de facto jej likwidacja.

– Są to opinie zupełnie nie uprawnione. Wojska lądowe były, są i będą. Obecnie przechodzimy transformację i jesteśmy w połowie drogi do pełnej profesjonalizacji. Od początku przyszłego roku rozpoczynamy proces tworzenia Narodowych Sił Rezerwowych, które uzupełnią polskie siły zbrojne do poziomu 120 tys. żołnierzy,

– Czy ma Pan jeszcze czas dla rodziny?

– Myślę, że jakoś sobie z tym jeszcze radzę, choć w ostatnim czasie nie jest to łatwe. Jestem Krakowianinem, mam dwóch synów. Czuję się szczęśliwym mężem i dziadkiem.

– Żaden z Pana synów nie myślał o służbie w wojsku?

– Decyzje podjęli świadomie. Wybrali inną drogę rozwoju. Starszy syn ma za sobą przygodę ze spadochroniarstwem, do tej pory oddał ponad 60 skoków. Być może w moje ślady pójdzie kiedyś wnuk.

Rozmawiał: Janusz Michalczak